Koledzy i koleżanki ze szkoły podstawowej oraz ks. prał. Antoni Mleczko wspominają błogosławionego Zbigniewa z Zawady:
Bł. OJCIEC ZBIGNIEW STRZAŁKOWSKI
Pochodził z Zawady koło Tarnowa, ze znanej wszystkim Góry św. Marcina. Jako franciszkanin, któremu przyświecały świetlane postacie świętego Biedaczyny z Asyżu i św. Maksymiliana, chciał poświęcić życie biednym ludziom w peruwiańskich Andach. Stały się one miejscem jego krótkiej misyjnej pracy, a potem męczeńskiej śmierci. Tam, w dniu 9 sierpnia 1991 roku, wraz ze swoim współbratem zakonnym o. Michałem Tomaszkiem został nieludzko zamordowany przez terrorystów ze Sendero Luminoso (Świetlisty Szlak *).
Początki dróg Opatrzności
Urodził się w Tarnowie w dniu 3 lipca 1958 roku. W dniu swego chrztu, położony przez matkę na ołtarzu, zostaje poświęcony Bogu. Prawdziwie chrześcijański klimat rodzinny, tworzony przez rodziców i braci oraz pełna miłości i dobroci postawa ówczesnego proboszcza, ks. dr. Pawła Śliwy, były przykładną formą współpracy z Bożą łaską, która naznaczyła wybór życiowej drogi dorastającego Zbigniewa. Świadectwo dojrzałości otrzymał w Tarnowie po ukończeniu w 1978 roku Technikum Mechanicznego przy ul. ks. Stanisława Staszica. Decyzja oddania się na służbę Bogu i człowiekowi dojrzewała jeszcze przez rok po maturze, kiedy podejmował pracę w dwóch różnych miejscach. W dniu 4 listopada 1979 roku przywdziewa habit zakonny ojców franciszkanów konwentualnych, by 8 grudnia 1984 roku złożyć swe wieczyste śluby: posłuszeństwa, czystości i ubóstwa. Kończy studia teologiczne z tytułem magistra, a przyjąwszy święcenia kapłańskie, w dniu 22 czerwca 1986 roku celebruje swą prymicyjną Mszę św. w kościele pod wezwaniem św. Marcina w Zawadzie.
Prymicje
Dzień prymicji Zbigniewa dziwnie koresponduje z zakrytą wtedy jeszcze przed nim i nami wszystkimi - przyszłością. Słowa, które wtedy dochodziły do jego uszu z ust kaznodziei czy składających życzenia, zawierały w sobie poważną nutę wielkiego hymnu, który miał zostać wkrótce przez niego wyśpiewany nieogarnionemu Bogu.
Życzymy ci, ojcze, dzisiaj,
Byś wilki pozbawiał dzikości,
Zbójców w świętych przemieniał, Smutnych - w pełnych radości.
Nigdy się zapewne nie dowiemy, czy dzikość drapieżnych wilków, która pozbawiła go życia, nie zostanie dzięki ofierze jego życia zamieniona w świętość. Może zabójcy błagają dzisiaj swe ofiary i Boga o przebaczenie. Oby Szawłowie zamienili się w Pawłów, dzięki modlitwom swych ofiar oglądających teraz Bożą chwałę. W czasie prymicyjnej uroczystości odczytane były słowa Ewangelii o odrzuceniu Mesjasza, o potrzebie codziennego brania krzyża i zachowaniu życia przez jego utracenie dla Chrystusa. Były one jakby proroctwem ofiary, którą ojciec Zbigniew miał złożyć za kilka lat, jako odrzucony zwiastun Ewangelii. Słowo prymicyjnego kaznodziei stało się jakby dopełnieniem tego proroctwa: Przyjdą w Twym życiu chwile, kiedy ten wianek mirtowy - co dziś zieleni się - zamieni się w cierniową koronę i oplecie Twoją skroń. A może, a może przyjdą na Ciebie dni Ogrójca? Chrystus nie taił przed kapłanami, co ich czeka: Jeśli Mnie prześladowali i was prześladować będą. Tu kaznodzieja wspomniał o męczeńskiej śmierci Apostołów oraz nawiązał do brutalnego sposobu zabicia ks. Jerzego Popiełuszki.
Opuścić wszystko
Decyzję wyjazdu na misje o. Zbigniew podjął już w okresie studiów teologicznych, przygotowujących go do kapłaństwa. Władze zakonne przewidywały nawet możliwość dokończenia studiów seminaryjnych w Ameryce Południowej, by na miejscu lepiej przygotować się do przyszłej pracy. Ostatecznie jednak wyjechał do Peru dwa lata po święceniach kapłańskich, po przepracowaniu ich w Polsce na stanowisku wicerektora w Niższym Seminarium Duchownym w Legnicy.
Upragniony dzień "pozostawienia barki na brzegu" i wyruszenia na nowy łów ludzkich serc, nastąpił 30 listopada 1988 roku. Po przylocie do Limy o. Zbigniew, wraz z towarzyszem podróży i przyszłym współbratem misyjnych poczynań -o. Jarosławem, zatrzymał się w niej przez krótki czas. Zaraz też dostrzegł kontrast bogactwa i skrajnej nędzy jej mieszkańców.
Peru jest krajem, w którym więcej niż 30% mieszkańców mieszka na wysokości powyżej 3000 m n.p.m. Aż 40 % ludności stanowią Indianie, wśród których mieli pracować nowo przybyli franciszkanie. Ostatecznie po kilkumiesięcznej "zaprawie" językowej i duszpasterskiej otrzymali parafię w środkowej części Andów, w wiosce Pariacoto, leżącej 3600 m n.p.m. i liczącej trzy tysiące mieszkańców. Cała parafia obejmowała swoim zasięgiem obszar równy polskim Tatrom i Podhalu, a do niektórych osiedli górskich można się dostać tylko na koniu lub na nogach. Miejscowi Indianie czekali od niepamiętnych lat, aby ksiądz zamieszkał wśród nich. Kiedy zostało im ogłoszone, że dwaj misjonarze z Polski pozostaną z nimi na stałe, oklaski w kościele nie milkły przez pięć minut. Czas przybycia do Peru o. Zbigniewa to okres narastającej aktywności Świetlistego Szlaku. Fakt, że od 1980 roku zarejestrowano 219 zamachów terrorystów, a w ciągu kilkunastu lat zginęło z ich rąk przeszło 20 tysięcy osób, kreślił realne prawdopodobieństwo zagrożenia dla działalności misjonarzy. Marksistowsko-leninowska ideologia tej zbrodniczej organizacji peruwiańskich komunistów, o orientacji prochińskiej, stawiała sobie za zadanie niszczenie każdego człowieka, który głosi pokój i dobro oraz inaczej rozumie sprawiedliwość niż oni.
Męczeńska śmierć
25 sierpnia zakończył się w Peru na szczeblu diecezjalnym proces beatyfikacyjny polskich franciszkanów-męczenników, ojców: Michała Tomaszka i Zbigniewa Strzałkowskiego
Los padres
Pariacoto. Rok 1991. Południowoamerykańska wioska w Andach bez elektryczności, bieżącej wody, telefonu, radia, telewizji. Życie proste i biedne, o mieszkańcach świat nigdy by się zapewne nie dowiedział, gdyby nie pewne tragiczne wydarzenia. W piątek, 9 sierpnia, we wsi pojawia się trzech młodych, nieznanych mężczyzn. Tu wszyscy się znają, każda nowa twarz utkwi w pamięci. Są z Sendero Luminoso (Świetlistego Szlaku *), peruwiańskiej organizacji terrorystycznej. Ojcowie Zbigniew i Miguel (Michał) celebrują Mszę św., potem ma się odbyć spotkanie z młodzieżą. Po końcowym błogosławieństwie okazuje się jednak, że za drzwiami czekają uzbrojeni terroryści. Wiążą ojcom ręce. Żądają kluczyków od zakonnego samochodu: "prezentu imperializmu, Jankesów" jak twierdzą. Zbigniewa przewożą przed budynek wójtostwa. Towarzyszy mu siostra Bertha, która z własnej woli zajęła miejsce obok padre. W drugim samochodzie siedzi Miguel.
W kościele El Senor de Mayo trzej franciszkanie z Krakowa służą od prawie trzech lat: ciężką pracą, modlitwą i wsparciem. Dlaczego właśnie tam? Ze względu na ubóstwo mieszkańców, zaproszenie miejscowego biskupa, obecność sióstr Więźniarek Najświętszego Serca Jezusowego oraz względny spokój w regionie. Poza tym to piękne miejsce: góry, pokryte suchą trawą granie, które zielenieją, gdy spadną deszcze. W 1987 r., po 450 latach nieobecności franciszkanów na tej obcej ziemi, zapada decyzja krakowskiej prowincji franciszkanów: misja powstanie w Peru, w Pariacoto, małej wiosce w prowincji Huaraz. Ojcowie Jarosław Wysoczański, Michał Tomaszek i Zbigniew Strzałkowski nie znają okolicy, tamtejszych zwyczajów, języka. Zbierają informacje, książki, wycinki z gazet na temat Peru i Kościoła Ameryki Południowej. W listopadzie 1988 r. wyjeżdżają z Polski, ale dopiero na początku stycznia docierają do Pariacoto. W wiosce jest już mała kaplica prowizoryczny i pusty kościół, w który trzeba tchnąć życie. Za świątynią niedokończony dom parafialny i skromny ogródek. Tu ojcowie mają założyć klasztor. W pięciu parafiach opiekują się wspólnotą chrześcijańską, głoszą katechezy. Wieść o tym, że przybyli długo oczekiwani los padres rozchodzi się błyskawicznie. Młodzi przychodzą i pomagają przy remoncie świątyni i parafialnego domu. Franciszkanie nie pozostają im dłużni. Zbigniew troszczy się o zdrowie parafian w okolicy wybuchła wtedy epidemia cholery. Michał pracuje z dziećmi i młodzieżą. Praca misjonarzy wiele zmieniła w życiu mieszkańców. Zakonnicy założyli szkołę, rozpoczęli opiekę medyczną. Wraz z duchownymi dotarły też światło, radio, telefon.
Ciała misjonarzy znaleziono kilka kilometrów od wioski, twarzą do ziemi. Roztrzaskane głowy, przestrzelone czaszki. Na plecach o. Zbigniewa kartka papieru z napisanymi jego krwią słowami: "Tak giną pachołki imperializmu". Wraz z kapłanami zginął wójt gminy. Siostra Bertha, zanim została wyrzucona z samochodu, była świadkiem sądu nad kapłanami. Oto treść oskarżenia:
- Za podjudzanie przeciwko rewolucji modlitwą różańcową, kultem świętych, Mszą św. i Biblią.
- Za okłamywanie ludu Ewangelią i Biblią, bo wszystko to są kłamstwa. Religia jest opium dla ludu.
- Za głoszenie pokoju. Kto to czyni, musi umrzeć.
- Za imperializm, na którego czele stoi papież Polak.
Zanim doszło do egzekucji, grożono im śmiercią. Wielu opuściło wieś, ale polscy franciszkanie zostali- w pełni świadomi konsekwencji tej decyzji. Obecnie w Pariacoto przebywa trzech misjonarzy. Przed grobami męczenników inni kapłani znajdują siłę i wsparcie w wierze. W pariacotiańskiej księdze pamiątkowej świadectwa: "Wdzięczni Bogu za dar powołania kapłańskiego, zjednoczeni w braterskim powołaniu ze Zbigniewem i Michałem jesteśmy tu po to, by przy grobach uczyć się pokory i przechodzić rekolekcje kapłańskie". "Obecność po dziesięciu latach od ich śmierci w tym miejscu daje mi siłę duchową i wiarę w zwycięstwo Dobra nad złem. Czuję ciągle wielką łączność ze Zbyszkiem i Michałem w tajemnicy świętych obcowania". Arcybiskup Józef Życiński: "Prosiłem Boga w Eucharystii przy grobach męczenników, aby ich krew stała się zasiewem nowych powołań misyjnych w naszej Ojczyźnie. Oby odwaga i poświęcenie Zbyszka i Michała inspirowały nowe pokolenia polskich kapłanów do dania czytelnego poświęcenia Bogu. (...) Życzę, by wstawiennictwo naszych męczenników przekształcało miejscowy pejzaż w dziedzinę doświadczania wiary żywej i głębokiej". W sierpniu 1991 roku rząd Peru przyznał pośmiertnie ojcom Zbigniewowi i Michałowi najwyższe odznaczenie państwowe: Wielki Order Oficerski "El Sol del Perú" (Słońce Peru).
Zbigniew leczy chorych. Przychodzą, modlą się przy jego grobie i wracają z pokojem. Są takie uzdrowienia - tak przynajmniej opowiadają. To samo z Miguelem: dzieci modlą się przed grobem, kładą kwiaty i mówią, że o. Miguel jest z nami. Czasem modlą się: Boże, daj nam innego padre Miguel, takiego samiutkiego jak padre Miguel przedtem" - mówił podczas uroczystości z okazji rocznicy śmierci polskich kapłanów o. Jarosław Wysoczański, trzeci z misjonarzy, który w chwili morderstwa był w Polsce.
Po obu stronach kościoła dwa proste groby. Mieszkańcy parafii mówią o nich: "nasi święci". Ktoś zwraca uwagę, że ostatnie momenty życia Zbigniewa i Michała przypominają ostatnią drogę Chrystusa: ostatnia Eucharystia, pojmanie, postawienie przed sądem, wyrok, jego wykonanie poza wsią i wypisana wina.
Jest i inna strona tej historii wyrzuty sumienia. Pytanie: dlaczego na to pozwoliliśmy, dlaczego dopuściliśmy, by zabito naszych pasterzy? -niektórych przybliża do wiary, innych oddala od Kościoła. Są tacy, którzy odchodzą do innych wspólnot, nie mogąc patrzeć na grobowce podczas każdej wizyty w świątyni. Nikt ich nie oskarża, ale oni sami czują się winni. Przeprowadzeniu trumien z Casmy do Pariacoto towarzyszył śpiew: "Perdona tu pueblo el Senor" wybacz Panie swemu ludowi.
Ojciec Święty Jan Paweł II spotkał się z Rodzinami zamordowanych misjonarzy.
Od prawej: Stanisław i Franciszka Strzałkowscy, Mieczysława Tomaszek (13.08.1991).
W Pariacoto jest już elektryczność, bieżąca woda, radio, czasem telewizja. Można żyć, choć nadal w przerażającej biedzie. Dla miejscowej ludności najważniejsza jest świadomość, że dla kogoś byli aż tak ważni, iż oddał życie za nich. To najlepsze świadectwo Dobrej Nowiny w tym miejscu zapomnianej przez świat peruwiańskiej wiosce. Sprawców morderstwa nigdy nie ujęto, nigdy nie wszczęto śledztwa, nigdy nie szukano winnych.
Świetlisty Szlak *
Świetlisty Szlak (hiszp. Sendero Luminoso) to organizacja terrorystyczna, założona w Peru w 1979 r. przez profesora filozofii na Universidad Nacional de San Cristóbal de Huamanga, Rubena Abimaela Guzmán Reinoso. Ta grupa o profilu marksistowsko-komunistyczno-maoistycznym za cel przyjęła zniszczenie istniejącego porządku społecznego i sprawiedliwy podział dóbr na drodze ludowej rewolucji. Sendoryści znaleźli wsparcie wśród robotniczej biedoty, imigrującej za chlebem w okolice Limy.
Świetlisty Szlak to zamachy bombowe i akty przemocy w różnych regionach Peru, przede wszystkim w stolicy. Partyzanci chcą być ambasadorem uciskanej i ubogiej społeczności kraju, a jednocześnie stosują wobec niej przemoc i terror. Organizują sądy ludowe: prawdopodobnie taki właśnie sąd skazał na śmierć franciszkanów z Pariacoto.
W 1992 r. Guzmán został aresztowany. Ubranego w więzienny pasiak wystawiono w klatce na lwy - na pośmiewisko zagranicznych dziennikarzy. Wkrótce Guzmán zaproponował rządowi zawieszenie broni w zamian za niekaralność. W partyzantce doszło do podziału: jedna dziesiąta działaczy (ok. tysiąca) nie zgodziła się na takie rozwiązanie i pod nazwą Sendero Rojo (Czerwony Szlak) kontynuowała walkę. Na jej czele stanął Óscar Ramírez Durand, który jednak w lipcu 1999 r. trafił do więzienia. Po jego aresztowaniu liczba guerilleros spadła do 100-200.
Obecnie Świetlisty Szlak liczy 1,5 do 2 tys. członków. W ciągu 20 lat konfliktu życie straciło 30 tys. osób, w większości cywilów. Do tej liczby należy doliczyć setki desaparecidos-zaginionych.
Tekst źródłowy: www.wsd.tarnow.pl www.tygodnik.com.pl
Zdzisław Gogola - W Peruwiańskie Andy z Pokojem i Dobrem